Maria Skłodowska-Curie jest postacią, której trudno nie znać. Polska uczona, osoba, której zawdzięczamy odkrycie radu i polonu – pierwsza kobieta, która otrzymała Nagrodę Nobla i pierwsza osoba, która była laureatką tego niezwykłego wyróżnienia aż dwa razy. Jednak nie jest to postać, o której spodziewamy się usłyszeć w czasie Salonu Poezji...
Krakowski Salon Poezji to inicjatywa pani Anny Dymnej – są to spotkania, w czasie których aktorzy teatralni zazwyczaj czytają wiersze swoich ulubionych poetów. Z czasem wydarzenie okazało się wielkim sukcesem, i podobne spotkania zaczęły być organizowane również w innych polskich miastach: między innymi w Poznaniu, gdzie odbywają się one co tydzień w Teatrze Muzycznym. Okazuje się jednak, że bohaterami Salonu Poezji są nie tylko poeci: główną bohaterką 94. Salonu Poezji była… Maria Skłodowska-Curie.
SKŁODOWSKA-CURIE… W POETYCKIM WYDANIU?
Wystąpienie opierało się na biografii Skłodowskiej: „Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce” autorstwa Tomasza Pospiesznego. Przygotowany materiał składał się głównie z wspomnień i listów zarówno Skłodowskiej, jak i osób jej bliskich – co sprawiało, że fragmenty te nie były „suche”, wyprane z emocji i przypominające podręcznik szkolny, ale interesujące i pełne życia. Materiał czytany był przez panią Danielę Popławską – aktorkę Teatru Nowego w Poznaniu. Spotkanie miało na celu przybliżyć, jak to było określane przez prowadzących wydarzenia, „poemat życia” wielkiej polskiej uczonej, ale pojawienie się jej na Salonie Poezji miało też inne uzasadnienie: Skłodowska bardzo ceniła literaturę, szczególnie pisarzy romantycznych, oraz sama w czasie swojej młodości pisała wiersze. W czasie wystąpienia przytoczone zostały rymowane życzenia imieninowe od sióstr Skłodowskich dla brata, Józefa Skłodowskiego, jak i wiersz napisany przez Marię w czasie studiów w Paryżu.
POEMAT ŻYCIA
W czasie spotkania skupiliśmy się głównie na życiu prywatnym Marii. Historia, nazywana w czasie wydarzenia poematem życia, została podzielony na sześć części: na początku skupiliśmy się na jej dzieciństwie, potem przeszliśmy przez jej lata szkolne, miłość, okres pracy i macierzyństwa, aż dotarliśmy w końcu do żałoby po tragicznej śmierci męża oraz jej ostatnich dni.
Zawsze miłą odmianą jest spojrzenie w życia prywatne osób, które znamy jako wielkie osobistości. Zdaje się momentami, że wielkich ludzi pamiętamy tylko przez pryzmat ich osiągnięć: to ten, co napisał, ta, co odkryła, to ci, co wynaleźli; miłą odmianą jest przypomnieć sobie o tym, że nie mówimy o marmurowych posągach, ale o ludziach, którzy odnosili sukcesy i popełniali błędy, śmiali się, płakali, kochali, oddychali, żyli. Ten krótki, bo zaledwie godzinny, wgląd w życie Marii Skłodowskiej-Curie był oknem, pozwalającym zajrzeć do jej życia po odsłonięciu zasłonki, jaką jest odkrycie przez nią radu i polonu oraz zdobycie dwóch Nagród Nobla.
Na spotkaniu poznaliśmy bowiem małą dziewczynkę, która nauczyła się szybciej czytać od swojej starszej siostry i widząc zdumienie na twarzy rodziny rozpłakała się, powtarzając „przepraszam, ale to jest takie łatwe!”. Studentkę zafascynowaną ideami pozytywizmu, której zeszyty dla uczniów Uniwersytetu Latającego były, jak wspominała jej siostra, obowiązkowymi podręcznikami. Kobietę, która w ramach miesiąca miodowego wyjechała ze swoim mężem rowerami za miasto. Poznaliśmy dobrą matkę, która bardzo troszczyła się o los swoich dzieci i czasem wybiegała z laboratorium, aby doglądać, czy niania dobrze zajmuje się jej córeczką; matkę, która zapisywała wszystkie szczegóły dorastania ukochanego dziecka w dziennikach. A równocześnie poznaliśmy kobietę, której praca była jej wielką pasją. W tych wszystkich relacjach wybrzmiewała jej pracowitość i inteligencja, ale przede wszystkim – Maria Skłodowska-Curie wydawała się podczas tego spotkania żywa i to uważam za największą wartość.
POLAŁY SIĘ ŁZY…
Szczególnie poruszający był fragment o śmierci męża Skłodowskiej-Curie. Piotr zginął nagle, w wypadku, w wieku zaledwie 40 lat. Już sama sytuacja była łamiąca serce, nie mówiąc już o wpisie z dziennika Marii, który obnażał wszystkie jej emocje, pokazywał szok i załamanie po utracie ukochanego. Przy lekturze tego fragmentu trudno było powstrzymać wzruszenie nawet pani Danieli Popławskiej, która sama również musiała ocierać łzy.
„Z wiekiem coraz łatwiej się wzruszam i nie mogłam powstrzymać łez. Choć mi nie wypada, jako aktorce…” Wyznała pod koniec wydarzenia. Jednak ponieważ spotkanie to było, z mojej perspektywy, możliwością zapoznania się z bardziej ludzką stroną Skłodowskiej-Curie, ten moment szczerości i pokazania ludzkiej twarzy również ze strony aktorki tylko potęgował przekaz, ostatecznie w pozytywny sposób wpływając na odbiór odczytu.
A OPRÓCZ LEKTURY…
Odczytowi fragmentów książki towarzyszyły również przerywniki w postaci krótkich improwizacji na pianinie. Za oprawę muzyczną odpowiedzialny był pianista Jakub Kraszewski, którego gra – krótkie improwizacje, często na bazie znanych utworów – była bardzo przyjemna dla ucha i dodatkowo wprowadzała w szczególną atmosferę, która panowała w trakcie wydarzenia.
Jednak jeżeli mam mówić o atmosferze, pozwolę sobie wspomnieć słowo o aranżacji samej sceny, która była, mówiąc krótko, bardzo skromna. Pan Kraszewski siedział przy keyboardzie po stronie lewej, pani Popławska na kanapie z małym stoliczkiem zaś była po stronie prawej. Ta, może prawie nadmierna, skromność w wystroju jest jedyną rzeczą, do której mogę się „przyczepić”, mówiąc o tym wydarzeniu (stojący samotnie keyboard momentami kłuł w oczy); jednak książki nie ocenia się po okładce, a tego wydarzenia zdecydowanie nie należy oceniać po minimalizmie „scenografii”. Najważniejszą wartością tego spektaklu była treść, historia, i głos pani Danieli Popławskiej – i to zupełnie wystarczyło, aby uczynić to popołudnie magicznym.
Zdaje mi się, że nie ma wątpliwości, że Salon Poezji był dla mnie bardzo pozytywnym doświadczeniem. Chociaż trafiłam na to wydarzenie po raz pierwszy w bardzo nietypowym wydaniu, było to intrygujące i cieszę się, że mogłam poznać życie Marii Skłodowskiej-Curie z zupełnie nowej perspektywy.
Barbara Błoszyk